Sztuka konwersacji

(Uwaga. Niniejszy artykuł przedstawia moje głębokie przemyślenia. Mogą być długe i niekoniecznie odkrywcze. Mam nadzieję, że chociaż niektórzy dobrną do końca. Nie zawsze będzie to coś niesamowitego, ale czyż nie mogę się z Wami podzielić moimi myślami...? :)

Rozmowa. 

Każdy wie, co to jest, prawda? Odbywamy ją dziesiątki razy dziennie. Może trwać pół minuty lub ponad godzinę. Może być przeprowadzana z rodziną, przyjacielem albo kimś kompletnie obcym. To coś naturalnego, czego nie musiano wpajać nam od urodzenia. Jeśli ktoś mówi nam "cześć", odpowiadamy "cześć". Jeżeli ktoś pyta "którego dzisiaj mamy?", mówimy "ósmego sierpnia". To takie oczywiste, prawda?


A wyobrażaliście sobie kiedyś milczeć całymi dniami? Siedzieć w szkole bez słowa, iść na spotkanie, nie zamierzając wydać żadnego dźwięku? Cisza w dzisiejszych czasach potrafi być nieosiągalna, co wielu doprowadza do szewskiej pasji. Niektórzy podczas rozmowy uciekają do toalety, bo potrzebują chwili dla siebie, tej ciszy, której nigdy nie zaznają z rozmówcą u boku. 

Ale dlaczego zaczynam ten temat? Wspominałam już wcześniej, że nie należę do gadatliwych ludzi. Zwykle mam własne zdanie i milion przemyśleń na dany temat, ale rzadko się zdarza, żebym mogła faktycznie się nimi podzielić. Czemu?

Bo słuchamy, ale nie słyszymy. 
Bo patrzymy, ale nie widzimy.

Odnieśliście kiedyś wrażenie, że zwierzacie się komuś ze swoich problemów, ale ten ktoś tylko bezmyślnie przytakuje? Ale przecież powiedział: "Zdradź mi, co cię dręczy". Więc zaczynasz mówić, bo odnajdujesz w nim sprzymierzeńca - w końcu wydaje się, że naprawdę chce Cię posłuchać, skoro o to pyta, prawda? Ale gdzieś w połowie zaczynasz zwalniać, bo dostrzegasz znudzony wyraz jego twarzy, albo mechaniczne zachowania, które w ogóle nie odzwierciedlają jego wcześniejszej ciekawości. I nagle orientujesz się, że ta prośba: "Zdradź mi, co cię dręczy" to zwykły zwrot grzecznościowy, taki jak "co u ciebie?" albo "jak ci minął weekend?". 

Inna sytuacja: pokłóciłeś się z przyjacielem. Popełniłeś błąd, którego bardzo żałujesz. Odwróciłeś się od niego na rzecz chwilowej, niestałej przyjaźni z kimś, kto ma lepszą pozycję w szkolnej hierarchii. Chciałeś być popularny i lubiany. Teoretycznie nie ma w tym nic złego, bo każdy człowiek na ziemi, nawet ten najbardziej uparty, potrzebuje akceptacji i sprzymierzeńców, więc szuka ich na wiele sposobów. I to zachowanie nie byłoby błędem, gdybyś w jego imieniu nie odrzucił swojego przyjaciela. Tego samego, który zasłaniał cię własnym ciałem, gdy najsilniejszy chłopak w szkole chciał się na ciebie rzucić; który wyciągał do ciebie rękę, gdy upadłeś i stwierdziłeś, że nie widzisz sensu w tym, by ponownie wstać. I odwróciłeś się od niego, bo dzięki temu nie będziesz musiał znosić więcej złośliwych komentarzy i wrednych żartów. Chciałeś dobrze. Myślałeś o sobie.
I tylko o sobie.

Ale w porządku, to jest książkowa sytuacja, której nie trzeba dalej tłumaczyć. A jaką rolę w tym wszystkim odgrywa rozmowa? Zrozumiałeś błąd. Chcesz wszystko naprawić. I widzisz, że Twojemu przyjacielowi jest przykro i także tęskni za tym, co było kiedyś. To ten rodzaj przyjaźni, która daje tysiące szans.

Więc dlaczego oboje milczycie? Czemu wymieniacie zwykłe "cześć" jakby nigdy nic się nie stało? Ty chcesz go przeprosić. On chce Ci wybaczyć. Więc dlaczego oboje tego nie zrobicie, tylko unikacie się nawzajem? 
Oto dlaczego:
Ty go nie przeprosisz, dopóki nie zyskasz pewności, że Ci wybaczy. On Ci nie wybaczy, dopóki go nie przeprosisz. 
I tak będziecie się miotać w kółko. To trochę bez celu, prawda? Więc dlaczego nie zrobicie tego, co samo się narzuca? Nie porozmawiacie?

Bo rozmowa jest ryzykiem. A jeśli on wcale nie miał zamiaru Ci wybaczyć? A jeśli Tobie wcale nie jest przykro? Wtedy zranicie siebie nawzajem. Ostatecznie nikt nie chce zostać zraniony, więc koło się zamyka i znowu dochodzi do kompletnej ciszy między wami i udawaniem, że nic się nie stało.

Macie pojęcie, jak wiele konfliktów zrodziło się tylko dlatego, że ktoś okazał się zbyt tchórzliwy, by usiąść i powiedzieć, co naprawdę myśli o całej sprawie? Jak wiele ludzi cierpi, bo boją się wyznać swoje uczucia? Jeśli nie ma rozmowy, nie ma porozumienia. Bez porozumienia, dzieje się krzywda. A z krzywdy wynika tylko ból.

Skrócona wersja tego, co chcę powiedzieć:

Nie bójcie się rozmawiać!

Codziennie spotykam się z sytuacjami, gdy ktoś nie odpowiada wprost na moje pytania, albo unika wyjaśnienia w momencie, który naprawdę tego wymaga. Jeśli wyrażam się niejasno, podam przykład: dziewczyna, którą kiedyś zwałam swoją przyjaciółką, w pewnym momencie przestała się do mnie odzywać. Tak po prostu. Mogłyśmy rozmawiać parę razy w tygodniu i spotykać się jeszcze częściej, ale w pewnym momencie to się po prostu skończyło. Gdy byłam dostępna, ona szybko znikała. Gdy przechodziłam obok niej w szkole, ona nawet się nie witała. Mimo paru moim prób zbywała mnie, że wszystko okay. I tak dni przechodziły w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Skończyło się na czterech.
Właśnie wtedy napisała do mnie z beztroskim pytaniem: "Jak ci mijają wakacje?"

Tak jakby nic się nie stało. Jakby te cztery miesiące wzajemnej ignorancji były tylko wytworem mojej własnej wyobraźni. I co powinnam teraz zrobić? Siedziałam ze wzrokiem wbitym w wiadomość i zastanawiałam się nad tym. Ostatecznie doszłam do tego, że miałam dwa wyjścia:

Mogłam zachowywać się tak jak ona i prowadzić tę grę, w której obie udajemy, że nasz kontakt nigdy się nie urwał... Albo powiedzieć jej, co o tym myślę i wyjaśnić sytuację teraz. 
Przeszłam zbyt wiele, by bawić się w niedomówienia, więc wybrałam tą drugą opcję - czego się zapewne spodziewaliście. 
Skutek był taki: ja wylewałam swoją złość, a ona próbowała udowodnić mi, że cała sytuacja jest moją winą. Nie była to najprzyjemniejsza rozmowa, jaką w życiu przeprowadziłam, ale uważam, że było warto, ponieważ jej efekt był doprawdy zadowalający. I nie, wbrew temu, co zapewne myślicie, nie przeprosiłyśmy siebie nawzajem i nie wróciłyśmy do tej przyjaźni, która była wcześniej. Koniec tej konwersacji przypominał raczej pożegnanie. Obie zrozumiałyśmy, że czas nas zmienia i to, co wcześniej w sobie lubiłyśmy, teraz zniknęło albo przestało mieć znaczenie. Więc obiecałyśmy sobie nawzajem, że nie będziemy chować urazy i pójdziemy przed siebie bez dalszych zobowiązań.

Oto jak powinna się skończyć ta rozmowa - jeśli tylko obie strony są wyrozumiałe oraz rozsądne, a także świadome wszystkich skutków. Rozmowa zawsze grozi kłótnią, jeśli ktoś nie umie jej poprowadzić. To tylko bezsensowne krzyki, gdy brakuje ludziom argumentów. Ale może to być także droga do sukcesu, gdy jesteś gotowy, zdystansowany do sytuacji i potrafisz być szczery. 

Mój przykład nawet nie umywa się do tych trudnych sytuacji, które czekają na nas w życiu. Ale czy nie o to chodzi? Czy nasze młodzieńcze problemy nie są tymi samymi w dorosłości, tylko na większą skalę? Chodzi o to, by wcześniej wyciągnąć wnioski i popełnić błąd wtedy, gdy konsekwencje nie są opłakane. By później, w dorosłym życiu móc być pewnym podjętych decyzji. 

Chcę Wam uświadomić, jak - wbrew wszelkim pozorom - ważna jest rozmowa. Rozwiązuje niemalże każdy problem związany z relacjami międzyludzkimi. Mówiłam Wam już wcześniej, że rówieśnicy często przychodzą do mnie po psychologiczną poradę, a ja prawie za każdym razem podaję im tę samą odpowiedź. 

Rozmowa jest kluczem do pogodzenia się, wyznania swoich sekretów i najgorszych błędów. Moi rodzice wychowali mnie w ten sposób; o wszystkim ze mną dyskutowali. Nigdy nie było "nie, bo nie", tylko zawsze rozmowa przy obiedzie oraz wyjaśnienie, dlaczego mój pomysł jest zły. Wszystkie konwersacje w relacjach rodzic - dziecko sprawiają, że to dziecko czuje się poważnie traktowane, a co za tym idzie - znacznie bardziej odpowiedzialne. To podwaliny wartości moralnych i zasad, którymi powinniśmy kierować się w życiu. A jeśli nigdy nie miałeś okazji szczerze porozmawiać z rodzicem, być może powinno to wyjść z Twojej inicjatywy...?

Mam wymieniać kolejne zalety konwersacji? Myślę, że tyle wystarczy.

Mówię Wam to wszystko, ponieważ w przeszłości sama doznałam bolesnych skutków spowodowanych wieloma niedopowiedzeniami i dumnym milczeniem. I jeśli te problemy, które miałam jako dziecko, tak bardzo bolały, co dopiero musi się dziać w dorosłym życiu? Chciałam Was ostrzec przed tym, bo to nic przyjemnego.

Kiedy patrzę na dzisiejsze polityczne negocjacje, śmiać mi się chce, ponieważ one niczego nie wnoszą. Pozorne kompromisy nie są niczym innym jak zasłoną dymną mającą omamić niezaznajomione w temacie społeczeństwo. Ale ja mówię o czymś innym. O prawdziwej rozmowie, w której otwieracie się i naprawiacie miesiące, lata milczenia i kłótni. Opanowanie sztuki konwersacji doprowadzi Was do umiejętności panowania nad własną agresją, łzami czy innymi emocjami. 

To taka moja rada. Sporo musiałam przejść, żeby to wszystko rozumieć, a pisząc to, mam nadzieję oszczędzić komuś bólu i przykrości w przechodzeniu tej samej drogi. 

PS. Jeśli wytrwałeś/aś do końca, jesteś wielki/a! :)

Komentarze

  1. W komentarzu najchętniej oznaczyłbym kilka osób, może coś by zrozumieli :)
    A i sam się nauczę chętnie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Dla mojej ulubionej klasy...

Literatura - niedoceniany skarb wartości

Ból - nasz wróg czy sprzymierzeniec?