"Każdy ma taki świat, jaki widzą jego oczy"
Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić pewnym... olśnieniem, którego niedawno doznałam. Możliwe, że dla niektórych nie będzie to żadne odkrycie, bo na drodze życia są już daleko przede mną. Cieszę się, jeśli tacy ludzie istnieją, a jeszcze bardziej, jeśli to czytają :)
Może przenieśmy się do 2014 roku, kiedy kończyłam szóstą klasę podstawówki. Zawsze szkoła była dla mnie ważna, więc przykładałam ogromną wagę do ocen i samej nauki, goniąc za najlepszymi wynikami nieraz z wywieszonym językiem.
Ale akurat tego roku moi rodzice postanowili w środku czerwca zabrać nas na wakacje do Grecji. Oczywiście byłam bardzo szczęśliwa, bo uwielbiałam podróże. Bawiłam się naprawdę świetnie. Dni mijały nam tak szybko, że zanim się spostrzegłam, pozostał tydzień do zakończenia roku szkolnego. Wtedy też zaczęłam rozmawiać z rodzicami o tym, że chciałabym wrócić na koniec roku szkolnego. To oczywiście równało się z kilkudniowym skróceniem wakacji i nie bardzo przypadło im do gustu. Z jednej strony miałam wyrzuty sumienia, ale z drugiej naprawdę pragnęłam pojawić się na akademii (nie pytajcie dlaczego, teraz nie umiałabym tego wyjaśnić). Ostatecznie rodzice się zgodzili i wróciliśmy na czas. Bez wdawania się w szczegóły powiem tylko, że wywołano mnie na środek trzy razy: za czerwony pasek, zwycięstwo w konkursie oraz osiągnięcia sportowe. Byłam taka dumna, że mogłam stanąć przed tymi wszystkimi ludźmi i zwieńczyć swoje osiągnięcia poprzedzone ciężką pracą szerokim uśmiechem.
Pod koniec pierwszej gimnazjum było to samo, z tą tylko różnicą, że nie musiałam już rezygnować z żadnych wakacji. Moi rodzice, jako jedni z nielicznych, przyszli na apel i patrzyli, jak jestem parokrotnie wywoływana przez panią dyrektor. Czułam wielką dumę i spokój, że kolejny rok pracy mam za sobą. Mogłam spokojnie odetchnąć z ulgą.
Jednak tego roku zupełnie opuściłam sobie obecność na zakończeniu roku na rzecz wakacji w Chorwacji. Nie będąc świadoma zmiany swojego nastawienia stwierdziłam, że nie muszę być na zakończeniu, skoro mogę sobie pływać w cudownie niebieskim i czystym morzu, a wieczorami zajadać krewetki i inne przysmaki. W tamtym momencie konieczność bycia na akademii wydawała mi się bezsensowna.
I mimo że wróciłam do domu dzień przed zakończeniem roku, a mieszkam dosłownie naprzeciwko szkoły, nie poszłam na apel. To znaczy... mama dała mi wolną rękę, a ja stwierdziłam, że pójdę, tylko zapomniałam nastawić budzik i zaspałam dwie godziny :)
Do czego zmierzam: jakoś tak w połowie wakacji natrafiłam na emisję zakończenia trzecich klas naszej szkoły (pani dyrektor zawsze dba o obecność kablówki...) i obejrzałam ją od początku do końca - z czystej ciekawości. I wiecie co? Patrzyłam, jak jedna dziewczyna odbiera nagrodę za najlepszą średnią w szkole - czyli osiąga coś, do czego zawsze dążyłam ja. A ponieważ znałam tą dziewczynę bardzo dobrze, wewnętrznie cieszyłam się z jej sukcesu. Nie jestem osobą zawistną - jeżeli ktoś odbiera nagrodę i na nią zasługuje, mogę się tylko cieszyć, że nas, ambitnych, jest tak wielu.
Później wolontariusze odbierali podziękowania za poświęcenie i poświęcony czas. Półtora roku sama chodziłam na wolontariat - zrezygnowałam w drugim semestrze, bo chciałam bardziej poświęcić się Aikido. Z tego też powodu żaden dyplom na mnie nie czekał.
Patrzyłam, jak dziesiątki gimnazjalistów odbierają nagrody za maksymalną liczbę punktów na egzaminie gimnazjalnym. A potem, jak nauczyciele wręczają nagrody sportowe. Słyszałam oklaski, widziałam dumne uśmiechy nauczycieli, szczęśliwe twarze rodziców.
I zrozumiałam swoją próżność.
Tylko zobaczcie: zabijałam się o każdą ocenę, przeżywałam niejeden sprawdzian i nie spałam z powodu nerwów tylko dla godziny "chwały"? Czym to jest wobec dziesięciu miesięcy pracy? Dlaczego tak bardzo zależało mi na wymuszonych oklaskach uczniów czy dumie nauczycieli, których po szkole prawdopodobnie już nigdy nie spotkam?
Wtedy właśnie zrozumiałam, o co w moim życiu tak naprawdę chodzi. Tak, oczywiście, mam świadectwo z paskiem, a nauczyciele są ze mnie dumni, ale jak to wpłynie na moje życie? Świadectwo stanie się tylko kartką, wspomnieniem, o którym zapomnę, gdy tylko pójdę do pracy. Chwile wspomnianej "chwały" znikną z pamięci tych wszystkich ludzi, a w mojej głowie staną się mgliste i niewarte uwagi. A wtedy te poświęcone dni wakacji i przyjemności będą zmarnowanym czasem. Z czego miałam się cieszyć? Z dyplomu, który zniknie w grubym segregatorze? Z książki, po którą nigdy nie sięgnę?
Wtedy też uświadomiłam sobie, co jest dla mnie tak naprawdę ważne. Przypomniałam sobie każdy moment, który do tej pory pozostawał niezauważony w moim umyśle, bo wydawał mi się zbyt mały i nieistotny wobec ogromnej sali i burzy oklasków. Przed oczami stanęły mi te wszystkie chwile, gdy mój trener Aikido rzucał krótkie pochwały, uśmiechał się, albo zatrzymywał na chwilę i poprawiał moje błędy; gdy w jakiś niezamierzony sposób powodowałam radosne uśmiechy u rodziców - kiedy zrobiłam im prostą kolację, posprzątałam albo pomogłam im w czymkolwiek innym; gdy zwykła rozmowa z innymi osobami na treningu potrafiła się zamienić w świetną zabawę, przy której śmiałam się do łez.
Zrozumiałam, że nic nie może się równać z pochwałą ze strony trenera, którego szanuję czy dumnego uśmiechu rodziców, których kocham. Ta cała otoczka nagród, osiągnięć i oklasków była tylko iluzją mającą podbudować moje ego. Ale to nie ego będzie ze mną w trudnych chwilach (bo wtedy zawsze jakoś się kurczy i znika), tylko moja dusza, która rośnie wraz z cudownymi chwilami. W ciągu sekundy olśnienia zrozumiałam więcej niż przez lata ciężkiej pracy.
Tym sposobem zachęcam Was do zastanowienia się nad tym, co dla Was ważne. Oczywiście ja wciąż jestem na tej drodze i jeszcze wiele przede mną, ale przynajmniej wiem już, w którą stronę patrzeć. Coś takiego jak zwykły film zupełnie odmieniło mój punkt widzenia. Spróbujcie popatrzeć na te drobne rzeczy, które nieraz pozostają niezauważone. Być może one są Waszym kluczem do szczęścia? :)
Wow! Naprawdę fajnie fajnie piszesz i naprawdę fajnie się takie coś czyta
OdpowiedzUsuńDziękuję! I cieszę się, że Ci się podoba :)
UsuńJestem pod ogromnym, naprawdę ogromnym wrażeniem. Powala mnie sposob pisania jak i same dojrzałe przemyślenia. WOW !!!
OdpowiedzUsuńNiejeden Dorosły nie doszedł do takich wniosków, o których Ty tu piszesz. Żyj pełnią życia i dziel się z młodymi i nie tylko własnymi przemyśleniami. Gratuluję
OdpowiedzUsuń