Pokora - klucz do mistrzostwa
Zastanawialiście się czasem nad sytuacjami, w których nad kimś słabszym w brutalny sposób wygrywa silniejszy? Gdy zarozumiały, zapatrzony w siebie człowiek osiąga swoje cele mimo krzywd, które wyrządził? Bo ja wielokrotnie. I za każdym razem zadawałam sobie pytanie: gdzie jest sprawiedliwość? Dlaczego Bóg na to pozwala?

I dopiero dzisiaj, po obejrzeniu filmu o niewinnym tytule - "Sully" - pojęłam, o co tak naprawdę chodzi z tą całą pokorą i szacunkiem. Swoją drogą, polecam ten film. Nie dla wspaniałych efektów albo zwrotów akcji, lecz dla knusztu aktorskiego Toma Hanksa, który niesamowicie odwzorował postać Chesleya Sullenbergera. Sully musiał zmierzyć się z ogromnie trudną decyzją, której skutki decydowały o życiu 155 osób. Miał do wyboru wypełnić polecenie bez słowa protestu i zginąć lub posłuchać się intuicji i zaryzykować manewr, który - jak dotąd - nie udał się żadnemu pilotowi w historii.
Kluczem nie jest koniec tej historii. Chodzi o samą postać pilota. Wyobraźcie to sobie: zwykły człowiek, taki jak my, ratuje 155 osób, dokonując cudu i nawet nie próbuje z nikim porozmawiać na ten temat. Gdy starsze pasażerki rzucają się mu na szyję, płacząc z ulgi, Sully podkreśla tylko, że wypełnił swój obowiązek. Byłam poruszona. Jaki człowiek bagatelizuje taki wyczyn?
A oto moja odpowiedź:
Skromny. Pokorny.
Nie daje się zbić z tropu, gdy jego szefowie zaczynają szukać dziury w całym, tylko podkreśla, że w każdej reakcji powinien być uwzględniony tzw. czynnik ludzki, czyli "zwyczajna" reakcja na wiadomość o zagrożeniu życia i dłuższa chwili namysłu. Pojawił się też bardzo ważny przekaz: "Jeśli oceniacie ludzi, sami musicie nimi być". Bardzo często my, ludzie, oceniając innych, zapominamy o tym, jaka byłaby nasza reakcja w sytuacji, co do której mamy obiekcje. A to przecież empatia jeszcze nie wyginęła...
Chesley Sullenberger był wielki w swojej pokorze i to czyniło go wystarczająco silnym, by dokonać cudu. Doświadczenie połączone z wewnętrzną intuicją to siła, której nie pokona cały stadion ludzi wykształconych, ze świeżym dyplomem w ręku i tych, którzy bezbłędnie znają teorię. To coś, co trzeba wypracować i zrozumieć. Siedząc za biurkiem, człowiek tak naprawdę nie widzi nic.
Jako kolejny przykład nasuwa mi się postać Zbigniewa Religi, który jako pierwszy w Polsce dokonał skutecznego przeszczepu serca, co obrazuje znany film pt. "Bogowie", gdzie gra jeden z moich ulubionych aktorów, Tomasz Kot. Różnica jednak polega na tym, że Religa był doskonale świadomy swoich umiejętności i rozwijał się dalej. Musiał przejść długą drogę, która ostatecznie zaprowadziła go ku mądrości, mówiącej o tym, że żadne kompetencje, sprzęt ani umiejętności chirurga nie uratują pacjenta, jeśli nie posiada w sobie pokory - jedynego, najważniejszego składnika ludzkiego sukcesu. Gdy Religa dostrzegł prawdę, osiągnął swój cel.
I znów to słowo: pokora.
Wtedy zrozumiałam:
Tylko dzięki pokorze możemy dojść do mistrzostwa.
Choć tego nie widać, brak skromności i szacunku zamyka nam tę drogę już na samym początku, choć wydaje nam się to nielogiczne. To tylko kwestia czasu aż ktoś zaślepiony sukcesami popełni błąd i odbierze swoją lekcję.
Sully traktował swoją misję bezpiecznego wylądowania jako swój obowiązek. Religa wiedział, że być może będzie w stanie ratować ludzkie życia. Oboje mieli doświadczenie i wewnętrzny spokój, które pozwoliły im dokonać czegoś wielkiego. Bo tylko tacy ludzie dochodzą do wielkich rzeczy; pokora to zarazem pierwszy i ostatni stopień do mistrzostwa. Bez niej nie zaczniemy naszej drogi ku perfekcji ani jej nie ukończymy. Nie wspominając o wytrwałości na pozostałym miliardzie schodków...
A co do mistrzów KSW... zrozumiałam, że to jest sport. Rywalizacja. Jak słusznie stwierdził Mamed Khalidov: "Tutaj każdy wygrywa i przegrywa. Nie można wiecznie być mistrzem". (Na marginesie: powiedział sam mistrz!). Być mistrzem MMA to nie to samo co ratowanie setki ludzkich żyć. Stary mistrz schodzi ze sceny, wchodzi nowy. I nawet jeśli nie ma on w sobie krzty skromności i według wielu nie zasługuje na ten tytuł, to nie ma znaczenia. Przyjdzie i czas, by to on oddał koronę. Taka jest po prostu kolej rzeczy...
O ludziach pokroju Sullenbergera i Religi powinniśmy słyszeć częściej. To dzięki nim świat posuwa się naprzód, a my wciąż żyjemy. Nie uczą nas o nich w szkołach - ba! nie uczą tam nawet pokory! Musimy to robić sami. Osobiście szanuję takich ludzi i chociaż daleko mi do nich, marzę o tym, by stać się właśnie kimś takim. Mistrzem w swoim własnym kunszcie. Kimś skromnym, pokornym, kto kształci swoją wewnętrzną siłę, by być gotowym zmierzyć się z największymi wyzwaniami.
Takich ludzi jest niewielu, ale doceniajmy to, że wciąż są. Niech będą naszą siłą napędową, wzorem, o którym sobie przypomnimy w trudnym momencie. Jak powiedział Stefan Wyszyński:
"Najważniejsze jest zwycięstwo nad małym, czymś niesłychanie małym - nad sobą."
Spróbujmy to osiągnąć. Jak często powtarzała moja nauczycielka: "Zmieniając siebie, zmieniamy też świat na lepsze".
Komentarze
Prześlij komentarz