"W Polsce bije serce świata"

Zastanawialiście się kiedyś nad tym, czy jesteście prawdziwymi patriotami? Sama niejednokrotnie pisałam w szkole wypracowanie na ten temat, ale jeśli mam być szczera, nigdy nie czułam się specjalnie związana ze swoim krajem. To kwestia mentalności; denerwowało mnie to (i w zasadzie wciąż denerwuje), że Polacy nie wyciągają wniosków ze swojej własnej historii. Wielu ludzi i tak utrudnia sobie życie, nie ucząc się na błędach innych, ale my to już w szczególności - w ogóle nie zwracamy uwagi na złe kroki, jakie podjęliśmy, tylko bezustannie je powtarzamy. 

Przez cały czas uczę się historii, więc wiele jeszcze pamiętam. I nie potrafię zapomnieć tego, jak w XIII i XIV wieku byliśmy jedną z największych potęg w Europie, a później coraz bardziej traciliśmy niezależność, uginając się pod ciężarem konsekwencji. Pozwalaliśmy, żeby wygoda i przywileje zdezorganizowały nasz kraj (w czasach demokracji szlacheckiej), a gdy Rosja całkowicie nad nami zapanowała, każdy rozpaczliwie sam próbował ratować kraj, zamiast zebrać się razem i opracować skuteczny plan działania. 

My, Polacy, oczywiście słyniemy ze swojej determinacji oraz walki do samego końca - i za to bardzo szanuję nasz naród. To coś, co zawsze chwytało mnie za serce. Ale historia jest okrutna i mówi sama za siebie.

Jako dziecko chciałam wyjechać za granicę. Od lat słyszałam o doskonałych warunkach życia Niemców, niesamowitej uczciwości Szwedów czy wysokiego poziomu szkolnictwa w Finlandii. Czy to takie dziwne, że te wiadomości skierowały moje myśli na tor emigracji? Nie oszukujmy się: dziś o Polakach nie mówi się zbyt przychylnie. I - niestety - w wielu przypadkach nie są to słowa bez pokrycia.

Ale co z tym patriotyzmem?

Teraz, w trzeciej klasie gimnazjum, zarówno język polski jak i historia skupiają się na dziejach narodu polskiego. I wyobraźcie sobie, że właśnie w tym momencie dokonuje się we mnie ogromna przemiana, która zaskoczyła mnie tak, jak mało co w moim życiu.

Kiedy na lekcji polskiego czytamy wspomnienia wojenne, coś ściska mnie w gardle. Gdy omawiamy fragmenty "Dywizjonu 303" czuję dumę i wzruszenie, o jakie bym się nawet nie podejrzewała. Ale żaden film, żadna książka nie wstrząsnęła mną tak, jak zrobił to pewien krótki wiersz młodego, ale wielkiego poety, który - według wielu - mógłby dorównać nawet Mickiewiczowi, gdyby tylko nie zginął podczas wojny. 

O kim mówię? O Krzysztofie Kamilu Baczyńskim. Podobno w swoim dwudziestoparoletnim życiu napisał dwa razy więcej utworów niż Wisława Szymborska (a ona żyła przecież 89 lat!). Chciałabym Wam pokazać ten wiersz, bo uważam, że to utwór, na który warto zwrócić uwagę. 


Elegia o... [chłopcu polskim]

Oddzielili cię, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami drzew płynące morze.

Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć,
gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg,
przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.

I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?

20 marca 1944r.


Po prostu piękne.

A najgorsze było to, że ten utwór omawialiśmy w szkole. Byłam zszokowana tym, że musiałam zaciskać zęby i myśleć o czymś przyziemnym, żeby się nie rozpłakać, a i tak kiepsko mi szło. I oczywiście wszystko odreagowałam w domu.

Pomyślałam, że podzielę się z Wami tym wierszem, bo uważam, że każdy powinien przeczytać go chociaż raz. Jest pewnie wiele wspaniałych utworów o podobnej tematyce, ale jeszcze nie miałam okazji ich poznać. A powinnam wspomnieć, że poezja raczej do mnie nie przemawia - dlatego moje nastawienie zdziwiło mnie podwójnie.

A co z historią?
To też było zaskakujące. Kiedy uczyłam się o rozbiorach, bezradności Polaków i ich rozpaczliwych prób walki z wrogami, coś skręcało mnie od środka. Nie potrafiłam nawet przywołać wcześniejszego zdenerwowania, spowodowanego tym kompletnym brakiem organizacji. Teraz patrzę na to wszystko inaczej: przecież Polacy byli przerażeni. I nie mówię tutaj o konserwatywnej szlachcie, dla której liczyły się przywileje, a nie dobro kraju, lecz o tych wszystkich prostych ludziach, którzy walczyli razem Tadeuszem Kościuszko i bronili własnej konstytucji. 



Jak mogłam wściekać się o to, że nie potrafili wygrywać? Jeszcze niedawno wspominałam o filmie pt. "Sully", gdzie szefowie siedzący za biurkiem oskarżali pilota o podjęcie niewłaściwej decyzji. Mówiłam wtedy o tzw. "czynniku ludzkim", czyli o czasie potrzebną na reakcję spowodowaną zagrożeniem życia. To było takie proste odnieść to do filmu... ale dlaczego zapomniałam o Polakach?

Przecież my wszyscy - dzieci, młodzież, dorośli - popełniamy głupie błędy pod wpływem presji. Egzaminy wychodzą nam gorzej ze względu na stres, projekty okazują się niedopracowane, a w pracy zawsze można przecież o czymś zapomnieć. A Polacy? Przecież oni walczyli o WOLNOŚĆ. Nikt nie jest w stanie zaplanować doskonałej dywersji, wygrać bitwę bez strat bądź uwolnić się spod tak bezwzględnej władzy bez użycia siły. Jak mogłam mieć pretensje o to, że im się nie udało? W walce o rzecz najcenniejszą ze wszystkich, pomimo żelaznej siły i nadludzkiej determinacji, nie można nie popełnić żadnego błędu. Polakom się nie udało (mówię tu tylko o zaborach), ale nikt nie może im zarzucić, że w ogóle się nie postarali, bo oddawali swoje serca w imię honoru i wolności.

I muszę powiedzieć, że akurat w tym przypadku szkoła bardzo mi pomogła. Bez niej nie odkryłabym w sobie tego patriotyzmu, który niejednokrotnie wzrusza mnie do łez i napędza do poznawania każdego szczegółu z czasów I i II wojny światowej. To naprawdę niesamowite uczucie - mieć świadomość swojej przynależności do kraju i czuć się tutaj jak w domu.

Co oczywiście nie znaczy, że ignoruję to, co obecnie dzieje się wśród nas. Codziennie oglądam wiadomości i widzę, dokąd zmierzają władze, ale nie komentuję tego. Warto mieć wiedzę na temat obecnych wydarzeń, ale nie mogę wpłynąć na to, co się dzieje. Najwyraźniej teraz, po odzyskaniu upragnionej niepodległości i obaleniu komuny, gdy już nikt nam - teoretycznie - nie grozi, sami doprowadzamy siebie do upadku, jakbyśmy nie umieli żyć w spokojnych czasach. 

Ale wiecie co? Nie zamierzam się tym zamartwiać. W oczach Europy i Stanów nie jesteśmy ani ważnym partnerem politycznym, ani krajem, który mógłby wesprzeć inne w kryzysowej sytuacji. Niestety, Polacy sami sobie na to zapracowali i ciężko będzie to jakoś odkręcić.

Mogę za to zrobić coś innego, lepszego, do czego zachęcam również Was. Obcokrajowcy patrzą na nas przez pryzmat tego, co się teraz dzieje na terenie Polski. A ja poświęcam swoje myśli temu, co było kiedyś. Nie obchodzi mnie opinia innych. Nie pozwalam, by wielcy bohaterowie zostali zapomniani tylko dlatego, że ich następcy kompletnie pogrzebali reputację tego kraju. Pamiętam o tym, co zrobili, bo bez nich nie moglibyśmy nawet niszczyć tej wolności, którą mamy, ponieważ zwyczajnie by jej nie było. 

Tacy ludzie to skarb, którego nie posiadał żaden inny naród. Nieważne, że należy do przeszłości. 

Przeszłość nie umiera, jeśli trwa w ludzkich sercach.

Komentarze

Popularne posty

Dla mojej ulubionej klasy...

Literatura - niedoceniany skarb wartości

Ból - nasz wróg czy sprzymierzeniec?