Młodzieży - wstęp wzbroniony

Troszeczkę mnie tu nie było... Wybaczcie - obowiązki, trzecia klasa i tak dalej. Teraz na szczęście rozpoczęły mi się ferie, więc mogę spokojnie skupić się na pisaniu.

Chciałabym dziś zwrócić uwagę na fakt, w jak nieciekawy sposób młodzież jest odbierana podczas wizyty w mieście. Parę dni temu wybrałam się z koleżanką na spacer i do knajpy, żeby wspólnie spędzić czas. I nie narzekałabym, gdyby to , co Wam opowiem, zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu, ale to spotyka mnie za każdym razem!

Wchodzimy z koleżanką do knajpy i na spokojnie siadamy przy stoliku. Nie jesteśmy jakimiś niecywilizowanymi ludźmi, którzy nie znają zasad kultury i przeszkadzają innym klientom. Mamy prawie szesnaście lat i przyszłyśmy coś zjeść - wierzę, że osoby w moim wieku wiedzą, jak to się robi.

Czekałyśmy dwadzieścia minut na to, by kelnerka podała nam menu. Na początku pomyślałam, że być może jest zabiegana i zapracowana, ale to był poniedziałek po południu i zaledwie połowa stolików była zajęta. Gdy przychodziłam tam z rodzicami w czasie większego ruchu, nigdy nie czekaliśmy tak długo.

Ale spokojnie - pomyślałam. - Może nas po prostu nie zauważyli. 

Koleżanka poszła po kelnerkę, która po chwili przyszła i wzięła od nas zamówienie. W jej przypadku już nie miałam dalszych zastrzeżeń. Choć nieraz traktowano mnie gorzej, ta pani bez słowa przyniosła nasze zamówienie i miała sympatyczny wyraz twarzy. 

A jednak w przeszłości niejednokrotnie musiałam z koleżankami czekać naprawdę długo na złożone zamówienie. Nie jestem przewrażliwiona - to po prostu widać, że kelnerka zleca zamówienie jako ostatnie i nieprędko je przynosi, bo osoby w moim wieku najczęściej nie zostawiają napiwku.

Jestem w stanie to zrozumieć, choć niejednokrotnie obsługa traktowała mnie i moje koleżanki z lekka lekceważąco. Nie rozumiem, dlaczego - zachowuję się cicho i kulturalnie, jem w spokoju, płacę za posiłek i nie zaczepiam nikogo. Teoretycznie jestem takim samym klientem jak pozostali siedzący w lokalu. A jednak wiele razy musiałam czekać na menu czy jedzenie dłużej niż jakikolwiek inny klient. I oczywiście tylko wtedy, gdy nie było ze mną nikogo dorosłego.

Pani kelnerce w poniedziałek zostawiłam parę złotych napiwku, żeby pokazać, że młody klient wcale nie odstaje od dorosłego. Chciałam zachować się w porządku i wcale tego nie żałuję. Rodzice zawsze zostawiają choćby najmniejszy napiwek, ponieważ mamy to szczęście spotykać się zwykle z sympatyczną obsługą. Poszłam w ich ślady.

Ale coś jeszcze spotkało mnie w poniedziałek - tym razem ze strony innego klienta. Siedziałyśmy z koleżanką po spożytym posiłku i rozmawiałyśmy ożywione, kiedy kobieta ze stolika za nami wstała, by się ubrać, ale niestety miała zajęte ręce. Dlatego bez słowa położyła telefon z papierosami na naszym stoliku i nałożyła kurtkę. Szczerze, byłam zbyt zaskoczona, by się jak gdyby nigdy nic.

Brak mi słów.

Żadnego "przepraszam, czy mogłam położyć tutaj rzeczy na chwilę?". Żadnego spojrzenia. Ta kobieta po prostu nas zignorowała, jakby nikt przy tym stoliku nie siedział! A nikt mi nie wmówi, że rzeczywiście nas nie zauważyła.

Opisuję te sytuacje, by zwrócić się do wszystkich, którzy krzywo patrzą na młodzież pojawiającą się w mieście. Jesteśmy takimi samymi ludźmi. Możemy chodzić do restauracji czy zamawiać jedzenie na wynos tak samo jak inni. Ale przecież zawsze płacimy, nie robimy problemów, bo zarówno obsługa, jak i my chcemy mieć miły dzień. Dlaczego niektórzy traktują nas tak źle? Bo myślą, że młody to mu "nie podskoczy"?

Biorę poprawkę na te osoby w moim wieku, które jednak nie powinny wychodzić do miasta, bo lubią robić tylko zamieszanie. Ale wrzucanie całej młodzieży do jednego worka to jak złe traktowanie wszystkich obsługiwanych klientów tylko dlatego, że parę razy spotkało się kogoś niekulturalnego. Osobiście staram się każdego traktować z szacunkiem, nawet jeśli w swoim życiu natknęłam się na naprawdę nieprzyjemnych ludzi. 

Zachęcam Was do tego samego. Bądźmy mili dla siebie nawzajem. Nie wiecie, jak wiele razy obca osoba potrafiła poprawić mi humor zwykłym uśmiechem czy miłym słowem. Naprawdę warto włożyć w to trochę wysiłku. Jeszcze nie słyszałam o tym, żeby uśmiech wrócił do kogoś w złej postaci. Dajemy dobro, a ono się mnoży. Cała filozofia :)

Komentarze

  1. Absolutnie się z tobą zgadzam! Ja też chwilami nie mogę uwierzyć, jak młodzież jest traktowana. Raz sama poszłam do lekarza podczas lekcji, ponieważ źle się poczułam (katar, łzawienie, słabo), a pielęgniarka tylko mnie olała, mówiąc, że ona na katar nic nie poradzi. Powiedziała to do mnie wręcz bezczelnie. Jak do tych nastolatków którzy przychodzą do lekarza tylko aby się wyrwać ze szkoły.
    Dlatego owszem, powinniśmy być dla siebie mili. Niezależnie od wieku.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

Dla mojej ulubionej klasy...

Literatura - niedoceniany skarb wartości

Ból - nasz wróg czy sprzymierzeniec?