Wiersz... o miłości?
Niecały miesiąc temu postanowiłam spróbować swoich możliwości na nieco innej płaszczyźnie. Pamiętam, że spróbowałam tego już jako dziecko, choć przypominało to raczej bezmyślne wersy pełne chaotycznych myśli. Teraz jednak pisałam z pełną świadomością każdego użytego słowa i jest to coś, co nawet mi się podoba. Takie małe odstępstwo od zwyczajowego pisania.
Poetką nie będę. Tak czy inaczej chciałabym Wam pokazać jeden z kilku wierszy, które niedawno przepłynęły przez moją głowę i zmotywowały do tego, by przelać je na papier. To nie jest kierunek, w którym chciałabym iść, a bardziej próba i wybadanie innego wymiaru pisarstwa, niż zajmowałam się dotychczas. Zachęcam do wyrażania szczerych opinii :)
O
miłości
Miłość
nie wybiera,
Pochłania
w całości,
Lata
snów zabiera
I
w sercach wciąż gości.
Dlaczego
więc, kochany,
Po
tylu latach szczęścia,
Odszedłeś,
zapomniany,
Przez
serca ciemne przejścia?
Pamiętasz,
kiedy razem
Nad
morzem, zakochani,
Z
przepięknym krajobrazem
Biegliśmy,
złem ścigani?
Ukradłeś
dla mnie różę,
Choć
tego nie pochwalam.
Na
drugą nie zasłużę,
Na
trzecią winę zwalam.
Wtedy
coś się zmieniło.
Twe
uśmiechy zniknęły
Szczęście
z oczu nie biło,
A
dni nasze minęły.
Wiedziałam
to już dawno,
Choć
wierzyć nie umiałam,
Że
naszą przyszłość barwną,
Zburzyły
ciężkie działa.
I
nagle to się stało:
Odszedłeś
– tak bez słowa,
Wylałam
łez niemało.
Wciąż
zbieram się od nowa.
Kiedyś
Cię zobaczyłam,
Jak
szedłeś po ulicy.
Oczom
swym nie wierzyłam,
Boś
wchodził do kaplicy.
Ty
zawsze niewierzący;
Poszłam
więc za Tobą,
A
ty – jak ptak iskrzący
Jarzyłeś
się... żałobą.
Płakałeś
i krzyczałeś,
Wciąż
przepraszałeś Boga.
Szeptałeś,
wyklinałeś
Że
kara Twa zbyt sroga.
Podeszłam
trochę bliżej,
Przeszkadzać
Ci nie śmiałam.
Schyliłam
się ciut niżej
Za
Ciebie się kajałam.
A
Ty nie przestawałeś;
Ze
łzami w pięknych oczach,
Błagałeś,
namawiałeś
O
dłuższe życie – Boga.
Mówiłeś
z wielką siłą,
Że
Twoja ukochana
Z
historią Twą zawiłą,
Nie
czuje się słuchana.
Upadłam
na kolana.
Tyle
lat? Jak śmiałeś?
Gdy
ja byłam oddana.
Inną
kobietę miałeś.
Byłam
już niemal pewna,
Że
złamię Ci, co Twoje.
I
wtedy myśl Twa rzewna
Wyrzekła
imię moje.
I
wtedy zrozumiałam,
Że
kochasz mnie – o Boże!
Ze
szczęścia łez wylałam
Bez
przeszkód całe morze.
Strach
jednak mną kierował,
Nic
się nie odezwałam.
Wyszłam;
ból spowodował,
Że
całą noc płakałam.
Następny
dzień już nastał.
Wyszłam,
by Cię szukać.
Lecz
ulice tego miasta,
Nie
chciały nas posłuchać.
I
wtedy już wiedziałam.
Potrzebny
mi psycholog.
Z
tą myślą wnet spojrzałam
Na
wiszący Twój... nekrolog.
Twe
imię i nazwisko,
Ten
krzyż namalowany -
Przeprosiły
za wszystko.
Więc
żegnaj, mój kochany...
Przecódny, piękny wiersz. Samo życie zawarte w kilku zwrotkach. Brawo !
OdpowiedzUsuńBardzo ładny wiersz.. Chociaż smutny... niestety romantyzm nierozerwalnie wiąże się z bólem i niespełnieniem. Tutaj jak mniemam odwzajemnienie było, na przeszkodzie miłości stanęła choroba i w jej konsekwencji śmierć. Mężczyzna pragnął oszczędzić bólu ukochanej, odszedł nic nie mówiąc ukochanej o chorobie? Warto walczyć, warto być szczerym i nie bać się uczucia... chociaż w życiu nie zawsze wygrywa miłość.
OdpowiedzUsuńWarto wierzyć w miłość... Na pewno warto również pisać takie wiersze, bo to piękno - w czystej postaci :)