"Moja walka" - czyli film o życiu każdego z nas

*Ten artykuł miałam przygotowany już wcześniej, ale długo go poprawiałam i miałam pewne wątpliwości, czy go publikować. Potem pomyślałam jednak - dlaczego nie? To tylko moje przemyślenia. A nuż komuś pomogę? Tak więc zapraszam do czytania!*

Mamed Khalidov - wspominałam o nim już wcześniej. Dziś zrobię to po raz kolejny.

W piątek, 19 maja, w kinie Praha w Warszawie odbyła się premiera filmu dokumentalnego pt. "Moja walka" o Khalidovie. Wprawdzie nie planowałam tam być, ale w którymś momencie coś mnie tknęło i za namową rodziców zadzwoniłam do kina, rezerwując bilety. I nie żałuję.


Mamed był obecny na premierze. Oczywiście wzięłam ze sobą jego książkę, by móc otrzymać autograf, a najlepiej jeszcze zrobić sobie zdjęcie. Była tam oczywiście cała ekipa - m.in. Maciej Kawulski, współwłaściciel KSW oraz Sylwester Latkowski, sam reżyser. 

(Tak swoją drogą, to było niesamowite uczucie, spotkać swojego idola na żywo! Ogromnie się cieszę, że wreszcie mam z nim jakąś pamiątkę!)

Film opowiadał o życiu Mameda, początkach jego kariery i śmiesznych sytuacjach, które go spotkały. Cały wątek obracał się wokół jednego z ważniejszych wydarzeń w karierze Khalidova - jego walką z Azizem Karaoglu na KSW 35. Mamed ewidentnie nie był w formie i sam był tego świadom. Mimo tego podjął walki, a skutkiem tej decyzji był trudny pojedynek, który - mimo wygranej ogłoszonej decyzją sędziów - zarówno on sam, jak i wiele osób uważa za jego porażkę.

Ale film to nie tylko jego treningi, walki i konsultacje z trenerami. To przede wszystkim opowieść o człowieku, który musiał emigrować z kraju i przyjechał do Polski, nie znając nawet języka, a stał się jednym z najlepszych fighterów MMA w Europie. To historia o tym, jak od zera zbudować swój własny sukces. To życie każdego z nas.

Mamed jest jednym z nielicznych, którzy otwarcie przyznają się do tego, że mają psychiczne problemy i totalny mętlik w głowie. Nie wiedział, co ze sobą zrobić. Potrzebował rocznej przerwy, by na nowo przewartościować to, co robi i zdecydować, czy to, co dawniej kochał, wciąż jest dla niego dobre. W tym właśnie czasie udzielił wywiadu Szczepanowi Twardochowi, gdzie w obszernej rozmowie - zawartej w książce pt. "Obyś tam umarł" (niech Was nie zmyli tytuł!) - szczerze opowiadał o tym, co myśli i przedstawił MMA z zupełnie innej perspektywy. "Moja walka" przedstawia obraz Mameda, którego jego kibice dotąd nie znali - zmęczonego, pełnego wątpliwości i nerwów. Dla nas, którzy widzieli go tylko przed ekranem telewizora, był człowiekiem o niesamowitych umiejętnościach, który wychodził na ring, walczył, wygrywał i schodził, zachowując szacunek wobec przeciwnika i wewnętrzną skromność. Wszyscy zapomnieliśmy, że Mamed wciąż jest człowiekiem.

I swój rok przerwy poświęcił na uświadomienie wszystkim ludziom, że tak właśnie jest. Że nie jest tylko maszyną.

Dlaczego o tym piszę? Dlaczego, według mnie, "Moja walka" to film o życiu każdego z nas? I czemu Mamed jest w tym wszystkim taki ważny?

Ponieważ ten człowiek jest idealnym przykładem na to, że każdy z nas może zbudować ogromny sukces zupełnie od zera. On tego dokonał - zwykły chłopiec, ze wsi, z Czeczeni, która - jak by się wydawało - należy do krajów bardziej zacofanych w stosunku do Zachodniej Europy. Całe dzieciństwo rodzina powtarzała Mamedowi: "Potrafisz się tylko wygłupiać, niczego w życiu nie osiągniesz". I czy te słowa naprawdę się sprawdziły?

Wiecie, co jest najpiękniejsze w zaczynaniu od zera? To, że można spróbować w każdym momencie naszego życia. Kiedy wchodzimy w życie, wyprowadzamy się od rodziców albo gdy życie totalnie wali nam się na głowę. Problem leży nie w tym, czy ma się do tego środki - ponieważ wierzę, że szczere chęci i praca otwierają wiele drzwi - lecz w podjęciu tej trudnej decyzji. Mamed spróbował. I powinniście wiedzieć, że wcale nie było kolorowo. W pewnym momencie dopadło go coś takiego, że chciał to rzucić, wrócić do Czeczenii i zapomnieć o tym, co robił w Polsce; taki kryzys to nieodłączny element drogi na sam szczyt. Ale wiem, że było mu dane kontynuować to, co zaczął, ponieważ los dał mu wyraźny znak - szczera rozmowa z jego ojcem zmotywowała go do dokończenia tego, czego się podjął. Problemem było wrócić do treningów; gdy znów zaczął ćwiczyć, wszystko się ułożyło.

Dla mnie Mamed Khalidov jest wzorem, z którego czerpię przykład. Jego życie wyraźnie pokazuje, że determinacja, ciężka praca i włożone serce zaprowadzą nas w miejsce, do którego nigdy nie wykupimy dostępu. To szczyt naszych możliwości, do którego nie ma żadnej windy. Tylko schody. Tysiące schodów.

No tak, ale co z jego pracą? Czemu człowiek, który bije innych za pieniądze miałby stanowić dobry przykład dla kogokolwiek? Długo się nad tym zastanawiałam. Moja mama jest jedną z osób, które tego nie rozumieją i wcale jej się nie dziwię. Wiem, jak to może wyglądać. Ale długie rozważania na ten temat pozwoliły mi dojść do prawdy.

Mamed musiał coś robić. Musiał zarabiać na życie i utrzymanie rodziny. Z początku ciężka praca za marne grosze przerodziła się w zajęcie, które pozwoliło zapewnić dostatek i szczęście jego najbliższym. Lecz przecież nie każdy ma możliwość bycia Mahatmą Ghandim, który w każdej minucie swojego życia symbolizował miłość i dobroć. Życie postanowiło przed Mamedem taki zawód, by nauczył się konfrontacji, a on wyciągnął z tego to, co najlepsze. Jest w tej chwili mistrzem wagi średniej KSW, a mimo tego wciąż szanuje każdego przeciwnika, ma dystans do tego, co robi i nadzwyczajne poczucie humoru. Zupełnie jakby sprzedawał truskawki na targu, a nie bił się za pieniądze, potocznie mówiąc.

Mamed jest granicą, która oddziela od siebie dwie różne grupy ludzi - tych, którzy widzą tylko wygrywającego faceta, który zarabia na porażkach innych oraz tych, którzy przedarli się przez tę osłonę charakteru i dostrzegli to, co jest w środku. Kierując się mądrością możemy zobaczyć, że jego praca jest powłoką, na którą patrzą ci nieumiejący zajrzeć głębiej. Że to skromność, pokora i optymizm w jednym - obraz dostępny do wglądu dla nielicznych. Mamed jest murem, który oddziela tych, co sądzą, że to tylko bicie się za pieniądze od tych, którzy w całej postawie Czeczena widzą prawdziwe życie.

Kiedy postanawiasz zostać fighterem, zaczynasz ciężko trenować. Pracujesz na swoje sukcesy. Niejednokrotnie leją się pot, krew i łzy, ale zaciskasz zęby i idziesz do przodu, bo taki obrałeś sobie cel. Zabierasz się za pracę, kiedy zrozumiesz, co tak naprawdę chcesz w życiu robić. Po raz pierwszy wychodzisz do klatki, przygotowany i zdeterminowany, gotów walczyć - w końcu tyle czasu na to czekałeś. Mierzysz się z pierwszym prawdziwym wyzwaniem.

Przegrywasz. Rzadko się zdarza, by początkujący fighter wygrywał swoje pierwsze walki. Mamed poniósł porażkę trzy razy, zanim wygrał po raz pierwszy. I co się teraz dzieje? Tyle pracy i wysiłku... a mimo to spotkała cię porażka. Życie nie jest usłane różami. To Twoja pierwsza próba.

Moment, gdy zaciskasz zęby i decydujesz, że wrócisz na trening i będziesz walczył dalej, decyduje o Twojej sile. I tak jest w życiu. Nieważne, ile razu upadasz, ważne, ile razy wstajesz. Jeśli podnosisz się po własnej porażce - nieistotne, na jakiej płaszczyźnie - rozwijasz swoją siłę. Walczysz o swoje.

Wznawiasz treningi. Ćwiczysz dwa razy ciężej, bo nie chcesz, by tak porażka spotkała Cię po raz kolejny. Wyciągasz wnioski i ciężko pracujesz. Nie poddajesz się. A potem, walka po walce, rozwijasz się jako fighter i Twoje nazwisko staje się coraz bardziej rozpoznawalne. Owocuje Twoja praca, widzisz własne sukcesy. Sztuką jest teraz to, by nie dać się oślepić przez zwycięstwa.

Jeżeli - tak jak Mamed - podchodzisz z szacunkiem i pokorą do każdego przeciwnika i tego, co robisz, odnosisz sukcesy. W życiu jest dokładnie tak samo. Jeśli nie wywyższasz się i nie czujesz lepszy od innych, tylko wciąż pamiętasz, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, ta dobra passa idzie razem z Tobą. Szacunek do przeciwnika w MMA to jak szacunek do każdej otaczającej Cię osoby. Taka postawa pozwala Ci zrozumieć, że przeciwnik może być lepszy od Ciebie. Wtedy jesteś lepiej przygotowany, a co za tym idzie, masz większe szanse wygranej. Zarozumiałość nie zaślepia Twojego rozsądku. Czy to nie przekłada się na nasze życie?

A co do samej walki: jeśli ktoś myśli, że taki pojedynek jest tylko bezmyślną wymianą ciosów, od razu można powiedzieć, że nie wiele wie na temat sportów walki. Musisz być czujny, bo przeciwnik może uderzyć w każdej chwili. Koncentracja to cecha, która pozwala przenosić góry, jeśli tylko ktoś nabierze tyle cierpliwości, by ją opanować. Musisz działać, bo jeśli walka zakończy się decyzją sędziów, przegrasz za swoją pasywną postawę. W życiu trzeba podejmować decyzje, nieraz nawet te ryzykowne, bo to za nimi kryje się sukces. Zwycięstwo nie cieszy, jeśli ktoś poda Ci je na tacy - tylko wtedy, gdy sam je zdobędziesz. Jeśli przeciwnik już zaatakuje, musisz się obronić lub przejść do kontrataku, a przede wszystkim nie dać się trafić. A więc znów koncentracja, a do tego myślenie pod wpływem stresu, umiejętność szybkiego podejmowania dobrych decyzji. Nieraz życie nie zostawia Ci czasu do namysłu.

A jeśli zostaniesz sprowadzony do parteru, gdzie ciosy schodzą na drugi plan i przeciwnik może założyć Ci dźwignię, musisz być ostrożny. Musisz obrócić sytuację na swoją korzyść tak, by zniwelować zagrożenie i samemu przejść do ataku. Płynne myślenie pod wpływem stresu i wykorzystywanie natrafiających się okazji. Ryzyko, które jesteś gotów podjąć. A potem sukces - zwycięstwo. Zwieńczenie Twojej pracy, umiejętności i determinacji. Zwycięzcą jesteś wtedy, gdy wyciągasz lekcje nawet z takiego werdyktu. Przecież nie tylko porażki czegoś uczą.

A jak to powiedział Mamed Khalidov: "Nie skupiam się na słabych stronach przeciwnika. Staram się likwidować swoje".

Jeśli nauczymy się widzieć więcej w czymś - z pozoru - tak bezmyślnym jak te "walki za pieniądze", znacznie więcej dostrzeżemy w naszym życiu. Myślę, że te dar może okazać się bardzo pomocny. 

I z tym Was zostawiam. Życzę miłego dnia!

Komentarze

Popularne posty

Dla mojej ulubionej klasy...

Literatura - niedoceniany skarb wartości

Ból - nasz wróg czy sprzymierzeniec?