"Szklany tron" - sztuka w młodzieżowym wydaniu
Nie jestem mistrzem w pisaniu recenzji i nawet nie zamierzam udawać, że poniższy post będzie czymś na kształt takiego tekstu. Postaram się tylko wyrazić luźna opinię na temat serii, która pochłonęła mój ostatni miesiąc wakacji i wycisnęła wiele łez.

Ale po kolei.
"Szklany tron" to seria opowiadająca o młodej Cealenie, zabójczyni znanej na całym kontynencie, która została złapana i zesłana do pracy w kopalni. Jej przygoda zaczyna się wtedy, gdy dostaje wezwanie od samego następcy tronu i bierze udział w królewskim turnieju.

Seria "Zwiadowcy" zainteresowała mnie dlatego, że opowiadała o doskonaleniu się w wybranym kunszcie, o tajemnicach i misjach, o przyjaźniach i stratach. "Szklany tron" porusza podobne tematy i choć rzecz dzieje się w podobnych czasach (przypomina to bardziej średniowiecze), każda z nich jest zgoła odmienna i porusza moje serce w inny sposób.
Will posiada mentora i przyjaciela, czyli kogoś, kto zawsze stoi gdzieś z boku i udziela pełnych mądrości rad, a ja zawsze czułam, że potrzebuję takiej opoki w swoim życiu. (Myślę, że być może nawet spotkałam taką osobę, choć kwestia komunikacji między nami wciąż nie jest idealna). Cealena jest za to silną, młodą osobą, której nie złamała nawet najgorsza przeciwność losu. Przeszła więcej niż niejeden dorosły człowiek, a wciąż pozostała niezłomna. To dziewczyna, jaką zawsze pragnęłam być.
Można by rzec, że pochłania mnie każda historia, która wiąże się z przeżywaniem metamorfozy głównych bohaterów, ponieważ takie zmiany sprawiają, że mocniej przywiązujemy się do bohaterów. W książkach takich jak "Szklany tron" kryje się także wiele ponadczasowych prawd na temat ludzi, które warto przyswoić. Chociażby niezmienny przykład: człowiek, który skrywa się za maską arogancji i pychy, choć w rzeczywistości jest bardzo wrażliwy i skrzywdzony. Zarozumiałość nie bierze się znikąd. Wszystko ma swoją przyczynę.
Możliwe, że na kolejną część będę musiała czekać prawie dwa lata, a moje serce cierpi, bo nigdy żadna moja książka nie skończyła się w tak tragicznym momencie. Wprost ciężko mi uwierzyć, jak ja przeżyję bez moich ukochanych bohaterów do tego czasu...
Co do samych zalet - jest ich naprawdę mnóstwo. Po pierwsze: styl pisarki. To kwestia, która zawsze najbardziej zwraca moją uwagę. W książce może być rewelacyjna akcja, ukryty przekaz i barwne postacie, ale - w mojej opinii - to język autora najbardziej oddaje klimat utworu. Zero jawnych przekleństw, nad wyraz barwne opisy i zdania dopieszczone do samego końca. Styl pisarski Sary J. Maas jest bardzo podobny do Johna Flanagana, autora "Zwiadowców", więc nie dziwi mnie to, że seria podbiła moje serce.
Po drugie: zaplanowana akcja. Wydawać by się mogło, że jeśli historia rozciągnięta jest na ponad pięć tomów, to po jakimś czasie musi się wypalić. Nic bardziej mylnego! Tak naprawdę właśnie dzięki temu możemy naprawdę wczuć się w akcję i poczuć mijające miesiące tak, jakby splatały się z rzeczywistym czasem. Wszystko jest tutaj dokładnie przemyślane, a nawet najmniejsze działanie bohaterki ma swoje zaskakujące skutki w dalszych częściach. Jestem pełna podziwu dla wnikliwości i pomysłowości autorki. Uważam, że to taka Agatha Christie przełożona na fantastykę.
Co do samych zalet - jest ich naprawdę mnóstwo. Po pierwsze: styl pisarki. To kwestia, która zawsze najbardziej zwraca moją uwagę. W książce może być rewelacyjna akcja, ukryty przekaz i barwne postacie, ale - w mojej opinii - to język autora najbardziej oddaje klimat utworu. Zero jawnych przekleństw, nad wyraz barwne opisy i zdania dopieszczone do samego końca. Styl pisarski Sary J. Maas jest bardzo podobny do Johna Flanagana, autora "Zwiadowców", więc nie dziwi mnie to, że seria podbiła moje serce.
Po drugie: zaplanowana akcja. Wydawać by się mogło, że jeśli historia rozciągnięta jest na ponad pięć tomów, to po jakimś czasie musi się wypalić. Nic bardziej mylnego! Tak naprawdę właśnie dzięki temu możemy naprawdę wczuć się w akcję i poczuć mijające miesiące tak, jakby splatały się z rzeczywistym czasem. Wszystko jest tutaj dokładnie przemyślane, a nawet najmniejsze działanie bohaterki ma swoje zaskakujące skutki w dalszych częściach. Jestem pełna podziwu dla wnikliwości i pomysłowości autorki. Uważam, że to taka Agatha Christie przełożona na fantastykę.

Mogłabym wymieniać dalej, ale nie chcę Wam zdradzić wszystkiego. Barwni bohaterowie, zwroty akcji i niekończące się pomysły autorki... Podoba mi się wiele książek, które czytam, ale ta seria wzbiła się na wyżyny. Już dawno nie czytałam takiego dzieła. Myślę, że na liście najlepszych książek ta seria zepchnie z drugiego miejsca "Dary Anioła" i z dumą zajmie ich miejsce.
Piszę o tym, ponieważ tę serię chciałabym Wam szczególnie polecić. Czytam wiele książek, ale dzielę się tymi, które - w mojej opinii - naprawdę mogą wnieść coś do życia. Każdy z nas jest w stanie poszukać tzw. "zabijacza czasu". Tymczasem chciałam zachęcić Was do zasięgnięcia po tę serię - złamie Wam serce, uszczęśliwi Was, zirytuje i rozbawi do łez. Ale przecież na tym polega sztuka - na doznawaniu tak pożądanego khatarsis.
Możecie być pewni - ta seria z pewnością je Wam zapewni!
Nie czytałam tego postu jeszcze, a to dlatego bo kiedy się ukazał, nie czytałam książek. Teraz przeczytałam. Piszę ten komentarz jakieś 2 minuty po skończeniu Imperium Burz i naprawdę muszę się z tobą zgodzić. Ta seria wniosła w moje życie wiele... nowych wątków i rzeczy... Boże... Jak mi się chcę ryczeć. Sarah J Maas wspaniałe oddała uczucia i wszystko pozostałe. Brak mi słów.
OdpowiedzUsuń